Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czwarta strona. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czwarta strona. Pokaż wszystkie posty

lipca 30, 2018

#28. Recenzja. Hashtag

#28. Recenzja. Hashtag



Tytuł: Hashtag
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 424


  Remigiusza Mroza chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Fenomen, bo jak można nazwać kogoś, kto rocznie wydaje tyle książek. Nie nadążam za kolejnymi premierami, co rusz nowa książka. Przyznam, czytałam parę tomów serii z Chyłką oraz ,,Behawiorystę’’, nie były to złe pozycje, ale także nie jakieś wybitne. Ostatnio postanowiłam powrócić i chwycić za najnowsze dzieło spod pióra pana Mroza, czyli ,,Hashtag’’.

  Tesa wiedzie stosunkowo normalne życie, ma kochającego męża i niechętnie wychodzi z domu. Pewnego wieczoru otrzymała wiadomość o czekającej na odbiór paczce. Kobieta nie spodziewała się żadnej przesyłki, przecież nic nie kupowała. Ciekawość zwyciężyła i Tesa postanowiła dowiedzieć się co zawiera tajemnicy pakunek. Jedna przesyłka diametralnie zmienia jej życie. Wpada w wir tajemnic i zdarzeń, które drastycznie wpłyną na jej życie. Bohaterka będzie musiała zmierzyć się ze swoją przeszłością oraz zrozumie siłę mediów społecznościowych i hashtagów. 

  Chyba ilość pisanych książek nie wpływa pozytywnie na ich jakość. Nie mówię, że jest to beznadziejna książka, ale ma kilka znaczących wad. Tym razem autor serwuje nam historię ukazaną z dwóch zupełnie innych punktów widzenia, co byłoby świetnym rozwiązaniem, ale w tym przypadku nie sprawdziło się. Bardzo denerwowały mnie zmiany narracji, pierw czytamy wszystko w trzeciej osobie, a nagle mamy akcję ukazaną oczami głównej bohaterki. Kurczę, bardzo lubię kiedy opowieść jest ukazana z różnych perspektyw, ale ta zabawa działała mi na nerwy i odbierała przyjemność z lektury. Także niezmiernie irytowały mnie naukowe pojęcia, człowiek niby coś wie, ale to zdecydowanie nie wystarcza do czytania tej lektury. Ciągle sprawdzanie w Internecie terminów ukazanych w powieści bardzo psuje komfort i odbiór historii. Było tego po prostu za dużo. Miejmy nadzieję, że was tak to nie drażniło jak mnie. A wiecie co jest najgorsze? Ta przewidywalność! W połowie książki już wiadomo kto i co zrobił. Myślałam, że pan Mróz bardziej wysili się. Niestety, wyszło jak wyszło.

  Koniec tego złego, nie jest to wybitna książka, ale mimo wszystko bardzo szybko czyta się ją. Mimo swoich wad wciąga od pierwszych stron. Fabuła i jej konstrukcja są bardzo ciekawe i miejscami dość nietuzinkowe. Miejscami płynie się z zawrotną prędkością po kartach powieści, rzadko kiedy coś nudzi czytelnika bądź bezsensownie dłuży się. Mówiłam, że ,,Hashtag’’ jest przewidywalny, ale zdarzają się zupełnie nie spodziewane sytuacje. Szczególnie zakończenie jest dość zaskakujące, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Co najbardziej mnie urzekło w tej książce? To brak zbędnych i dennych opisów na rzecz przemyślanych i ciekawych dialogów. Dawno nie czytałam tak wciągających i inteligentnych rozmów, to była prawdziwa przyjemność. Ciekawą odmianą jest sama bohaterka. Jest całkowitym przeciwieństwem znanej nam dobrze Joanny Chyłki. Tesa jest po prostu żałosną i destrukcyjną postacią z nałogami. Nie da się z nią utożsamić, ale także ciężko jest jej nie kibicować podczas rozwoju danej akcji. Ogólnie pomysł bardzo dobry, więcej takich! 

  ,,Hashtag’’ to nie jest najlepsza ani najgorsza książka Remigiusza Mroza. Jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego z ciekawą fabułą to ,,Hashtag’’ jest zdecydowanie dla was! Moja ocena 6/10.


Enjoy!


czerwca 26, 2018

#18. Recenzja. Duchy rebelii.

#18. Recenzja. Duchy rebelii.

Piasek pustyni wypełnia jej duszę.


Tytuł: Duchy rebelii
Autor: Alwyn Hamilton
Tłumaczenie: Agnieszka Kalus
Wydawnictwo: Czwarta strona
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 496


  Prawie rok temu ,,Buntowniczka z pustyni’’ skradła serca milionów czytelników na świecie, także moim zawładnęła. ,,Zdrajca tronu’’ tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że książki Alwyn Hamilton na zawsze wpiszą się w kanon literatury młodzieżowej. Po roku czekania dostaliśmy ostatni tom trylogii o Niebieskookiej Bandytce, czyli ,,Duchy rebelii’’. Czy zakończenie utrzymało dawny, wysoki poziom czy wręcz odwrotnie?

  Amani w dniu swojej ucieczki nie sądziła, że spotka ją taki los. Nie przepuszczała, że stanie się przywódcą rewolucjonistów. Mając tylko rewolwer i wiernych towarzyszów musi stawić czoła potężnemu Sułtanowi. Dziewczyna z całych sił pragnie ochronić rebeliantów i zwykły lud, ale czasami odnosi wrażenie, że prowadzi ich tylko na zwykłą śmierć.

  Wreszcie! Ten rok był bardzo długi. Rzadko kiedy jakaś seria książek tak zawładnie moim sercem, ale trylogia pani Alwyn zrobiła to. Po tylu miesiącach oczekiwania wreszcie mam, ostatni tom, wspaniałe ,,Duchy rebelii”. Powiem bez bicia, od razu zakochałam się w tej cudownej zielonej okładce (na marginesie, zielony w ogóle nie pasuje do tej serii, ale uwielbiam ten kolor), a mieniące się w świetle złote zdobienia dodają tylko uroku książce. Przecież to wnętrze jest najważniejsze, które także warto poznać. Tym razem autorka zafundowała nam świetne opisy przygotowań związanych z walką. Dokładnie zobrazowała całość trudu i wysiłku włożonego w rebelię. Ukazała także ogromne straty i poświęcenie w dążeniu do upragnionego celu. Nie tylko sceneria została dobrze przedstawiona, ale także bohaterowie, a ściślej czarny charakter! Kreacja Sułtana jest chyba najlepszym elementem ,,Duchów rebelii”. Jest władczy, niebezpieczny, okrutny, ale także bardzo przebiegły i inteligentny. Wiele raz udaje mu się przechytrzyć Amani i rewolucjonistów. Wiele osób może powiedzieć, że jest przedstawiony jako zwyczajny, chciwy władca, ale ja właśnie takiej postaci potrzebowała. Ile może czytać bądź oglądać o idealnych, oddanych swojemu państwu przywódcach. To była miła odmiana. Autorka nadal zachwyca swoim stylem i sposobem ciągnięcia akcji. Tym razem prócz narracji pierwszoosobowej pisarka zastosowała zupełnie coś nowego. Miejscami świat został ukazywany za pomocą legend. Poznawaliśmy historię z zupełnie innej strony, co dało nam możliwość wgłębienia się w przeszłość bohaterów. Bardzo ciekawy zabieg, urozmaicił całą fabułę, jestem na tak!

,,Nie ma czegoś takiego jak tylko legenda’’

  Muszę to powiedzieć. ,,Duchy rebelii’’ to zdecydowanie najgorszy tom tej trylogii, zawiódł mnie. Tylko nie myślcie, że to słaba i niewarta waszego czasu książka, nadal zachowuje swój dawny klimat, możliwe, że miałam zbyt wygórowane wymagania co do niej. Niestety, na pewne rzeczy nie mogę przymknąć oka, nie tym razem. Autorka w poprzednich częściach ukazała Amani jako silną, młodą kobietę, a tu co mamy? Kolejną miękką kluskę, która specjalizuje się tylko w narzekaniu. Wiecznie marudzi, że nie ma doradców, że nie wie co robić, nic tylko sama klęska. Co stało się ze starą Bandytką? W tej części jej siła powinna być jak najbardziej ukazana, przecież przewodziła rebelii. Spokojnie, to nie jest najgorsze. Płytkość jej relacji z Jinem aż boli. Rozumiem, że nie jest to powieść z gatunku romans, ale sprowadzenie wszystkiego do ,,o wtedy się w tobie zakochałem’’ było troszkę słabe. Chciałam wgłębić się w ich związek, poznać ich uczucia, ale niestety nie dostałam tego. Myślicie, że to koniec? Nigdy! Wiecie co jest najgorsze w ,,Duchach rebelii’’? Kreacja Księcia Buntowników. Był strasznie nijaki, niby walczył o swój kraj, ale nigdy nie było ukazane, dlaczego to on ma dostać tron. Sama zastanawiam się nad tym.

  ,,Duchy rebelii’’ to dobra kontynuacja trylogii autorstwa Alwyn Hamilton. Każdy fan ,,Buntowniczki z pustyni’’ powinien sięgnąć po zakończenie pustynnej sagi. Książka idealna na chłodne, wakacyjne wieczory. Dzięki niej można poczuć wspaniały klimat odległych krain. Moja ocena 7/10!


Enjoy!

czerwca 23, 2018

#17. Recenzja. Kroniki Jaaru. Czarny amulet.

#17. Recenzja. Kroniki Jaaru. Czarny amulet.


Tytuł: Kroniki Jaaru. Czarny amulet
Autor: Adam Faber
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 500


 Serie, ile ich nie jest, a my wciąż chwytamy po nowe i nie kończymy rozpoczętych wcześniej. Postanowiłam to zmienić i staram się zakończyć podjęte kilka miesięcy temu cykle. Na pierwszy ogień poszła kolejna część czytadeł autorstwa Adama Fabera, czyli ,,Kroniki Jaaru. Czarny amulet”. W listopadzie miałam styczność z pierwszym tomem przygód Kate, które ogromnie mnie zaskoczyły, zapraszam na recenzję! Pozostaje jedno pytanie, czy historia młodej czarodziejki nadal będzie tak samo wciągająca?

  Nastoletnia Kate już nie jest zwyczajną dziewczyną. Jest młodą i niedoświadczoną czarownicą. Wiedza o tajemniczej krainie wywróciła jej życie do góry nogami. Z czasem otrzymuje mistyczny amulet, następnie wybiera się na magiczne wakacje aby poznać inne, młode adeptki magii. Dziewczyna szybko zyskuje sennego prześladowcę. Razem z Fionem starają się odkryć tożsamość dręczyciela, każdy jest podejrzany. Sprawa komplikuje się z dniem przyjazdu szkolnej miłości czarownicy.

  Kolejna książka o czarodziejach, kojarzycie coś podobnego? 😉 Dobra, takich powieści nigdy za wiele! Zacznijmy od tego, że od książki wręcz kipi magią, wystarczy popatrzeć na jej oprawę, a mały kotek w dolnym rogu dopełnia całość. Nie zapominajmy, że to wnętrze jest tu najważniejsze, a ono także jest niczego sobie. Młode wiedźmy, magiczne istoty, czary, wybieranie różdżki, to samo mówi za siebie. Magiczny świat został wykreowany w bardzo przemyślany sposób, mimo wielu postaci nadal wiemy kto jest kto. Ponad to wątek ojca Jonathana i jego samego są najlepszą częścią fabuły, ale to może przez moje zamiłowanie do zagadek i kryminałów zatraciłam się w tej historii. Z kartki na kartkę robiło się coraz ciekawiej, czytelnik wraz z chłopcem poznaje tragiczne okoliczności śmierci swojego taty. Z zapartym tchem śledziłam dalsze losy Jonathana,  jego postać i wszystkie zdarzenia wokół mniej to największy atut „Czarnego amuletu”. Chciałam więcej, może w kolejnym tomie dostanę. Prócz tego styl autora jest nadal dobry do tego typu literatury. Nie mamy tu przesadzonych i wymyślnych konstrukcji językowych, które mogłyby odrzucać młodego czytelnika.

  Niestety, „Czarny amulet’’ zawiódł mnie. Czytałam kilka opinii i zwykle dowiadywałam się, że ten tom jest zdecydowanie lepszy od swojego poprzednika, zupełnie się z tym nie zgadzam! Jak wiecie, często mam problem z główną, żeńską bohaterką, w tym przypadku znów tak jest. Wcześniej Kate
była mi obojętna, a teraz wręcz do szewskiej pasji doprowadzała mnie. Jak na dziewczynę w wieku 17 lat była bardzo infantylna, oczywiście, że nie oczekiwałam dojrzałości, ale nie przesadzajmy. Kolejną rzeczą, która łamie moje biedne, czytelnicze serduszko jest sam sposób wprowadzania kolejnych sytuacji. Czytam i nagle coś innego, bez żadnego ostrzeżenia, niezmiernie irytowało mnie to. Rozumiem, że autorowi chodziło o element zaskoczenia, ale według mnie powinien troszeczkę zmienić podejście do sprawy i mogłoby być świetnie! A teraz najważniejsze, coś czego nienawidzę i za każdym razem odpycha mnie od lektury tej serii jest porównywanie jej do sami wiecie czego! Promocja promocją, ale skończcie z tym!

  ,,Kroniki Jaaru. Czarny amulet’’ nie należą do najlepszych kontynuacji na świecie, ale mimo wszystko warto po nie sięgnąć i poznać dalsze losy młodej czarownicy. A jeśli uwielbiacie Kate i jej przygody to na pewno zakochacie się ponownie. Przede mną jeszcze jeden tom tej sagi, oby mnie nie zawiódł. Moja Ocena 6/10.

Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza.

Enjoy!

października 23, 2017

#11. Recenzja. Kroniki Jaaru. Księga Luster.

#11. Recenzja. Kroniki Jaaru. Księga Luster.
"Gdyby Harry Potter był dziewczyną, nazywałby się Kate Hallander!"



Tytuł: Kroniki Jaaru. Księga Luster
Autor: Adam Faber
Wydawnictwo: Czwarta strona
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 450



 Od kilku miesięcy spotykam się z licznymi zdjęciami bądź recenzjami "Kroniki Jaaru". Książka ta wyskakuje wręcz z lodówek, chyba każdy już zapoznał się z tą powieścią tylko nie ja. Przecież nie mogę być gorsza, także postanowiłam sięgnąć po dzieło spod pióra Adama Fabera. Na dodatek, jesteśmy już po premierze kolejnej książki z tego cyklu więc tym bardziej powinnam dowiedzieć się o co tyle szumu. 

 Kate jest zwyczajną nastolatką wiodącą spokojne życie w Londynie wraz ze swoją ciotką. Pewnego dnia dziewczyna postanawia odwiedzić tajemniczy sklep pełny mistycznych przedmiotów.  Całe jej życie wywraca się o 360 stopni kiedy otrzymuje od właścicielki Księgę Luster. Dziewczyna postanawia użyć magii aby zdobyć przystojnego Jonathana, jednak wszystko przybiera nieoczekiwany obrót. Kate przenosi się do magicznej krainy gdzie spotyka wiele baśniowych postaci. W przygodzie po krainie towarzyszy jej młody Fion, stały mieszkaniec Jaaru. Czy Kate uda się wrócić całej i zdrowej do domu, czy może postanowi podjąć wyzwania nowego światu?

 Uff, dałam radę przebrnąć przez jeden z największych bestsellerów tego roku i nie żałuję! Kroniki Jaaru przeczytałam w ciągu jednego wieczoru, to musi coś oznaczać. Momentami byłam tak bardzo pochłonięta, że zapominałam o całym otaczającym mnie świecie. Na tak duży sukces wypływa na pewno sama historia jak i sposób jej prowadzenia. Książka jest pisana narracją trzecioosobową, nie jestem zwolenniczką tego zabiegu, ale wyjątkowo w tym przypadku w żaden sposób nie przeszkadzało mi to. Ba, nawet lepiej i szybciej czytało mi się "Księgę Luster". Ten sposób narracji daje nam możliwość poznania wszystkich aspektów i wątków powieści. Co więcej, czytelnik nie musi męczyć się z "głębokimi" monologami bohaterów. Autor także zrobił wspaniałą rzecz, która rzadko się zdarza w nowoczesnych powieściach, otóż nie wplótł nachalnego wątku romansowego. Mamy tu delikatne zaczątki romansu, które prawdopodobnie zostaną rozwinięte w kolejnej części cyklu. Same postacie są także świetnie i z pomysłem wykreowane. Nie mamy tu kolejnej szarej myszki, która boi się własnego ciernia, tylko zwyczajną nastolatkę. Także Fion jest bardzo przystępnym bohaterem. Mimo swojego magicznego pochodzenia, zachowuje się jak zwykły młody człowiek. Bardzo urzekły mnie jego kłótnie z ojcem, było to bardzo naturalne i niewymuszone. Prócz świetnego wnętrza, książka ma fenomenalna oprawę graficzną. Mam ochotę patrzeć i patrzeć na "Kroniki Jaaru". Good Job!

 Koniec tego dobrego, ta książka a raczej jej sposób promocji ma ogromny minus. Porównanie do Harrego Pottera. Po pierwsze, sama historia prócz magii i miejsca akcji nie ma nic wspólnego z dobrze znanym nam czarodziejem. A po drugie, nie rozumiem jaki sens ma porównywanie czegokolwiek z tak wielkim światowym hitem jakim jest saga o młodym czarodzieju. Troszkę mnie to denerwuję, ponieważ przez to hasło można oczekiwać czegoś zupełnie innego. Niestety, to nie koniec tego złego. Mimo tych 450 stron, akcja troszkę za szybko gnała. Zbyt dużo wydarzyło się w tak krótkim czasie. Momentami gubiłam się co gdzie jak i kto, ale może tylko ja mam problemy z tym :) 



 Książkę z czystym sumieniem mogę polecić młodszym jak i starszym czytelnikom. Każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Zachęcam także, aby sięgnąć po dalsze losy Kate w kolejnej książce, sama na dniach wezmę się za nią. Moja ocena 7/10. 

Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza.

sierpnia 01, 2017

#4. Recenzja. Zdrajca tronu

#4. Recenzja. Zdrajca tronu
"Los pustyni spoczywa w jej rękach" Pustynia już nigdy nie będzie taka sama.





Tytuł: Zdrajca tronu
Autor: Alwyn Hamilton
Tłumaczenie: Agnieszka Kalus
Wydawnictwo: Czwarta strona
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 560


 Nastała złota era historii z Bliskim Wschodem w tle. W związku z tą nową modą powstaje ostatnio bardzo dużo powieści o tej tematyce. Oto kolejna książka chwytająca ten temat. "Zdrajca tronu'' to druga część fenomenalnej trylogii "Buntowniczka z pustyni" autorstwa Alwyn Hamilton. Chyba wszyscy już słyszeliśmy o tej sadzę, prawie każdy Instagram zawiera zdjęcia tych czytadeł. I bardzo dobrze, tak świetny cykl zasługuje na duży rozgłos. Skończywszy czytać "Buntowniczkę z pustyni" od razu sięgnęłam po "Zdrajcę tronu" i to był mój duży błąd, a dlaczego? No własne, dlaczego, skoro to taka wspaniała seria. Skończyłam dwa tomy i muszę czekać na kolejny, bardzo, bardzo długo. Umrę  do premiery "Duchów rebelii", ludzie ile można wytrwać w tej niecierpliwości. Potrzebuję zakończenia tej trylogii teraz, nie za rok, teraz. Mam nadzieję, że nie jestem jedyna w tym, kto jeszcze czeka jak nienormalny na ostatni tom?

 Amani ostatnie miesiące swojego życia spędziła w podróży przez bezkresną pustynię, która stała się jej domem. Pragnęła uciec z domu i odciąć od despotycznego wuja, ale nie wszystko potoczyło się po jej myśli. Niebieskooka Bandytka trafia do samego środka tyranii, pałacu wielkiego Sułtana. Ma tylko jeden cel, obalenie władcy, nic więcej się nie liczy. Czy uda jej się wykonać zadanie, czy może stanie się ofiarą? A może wszystko się zmieni? "W Zdrajcy tronu jedyne, czego możesz być pewien, to to, że nic nie jest pewne."

 No i mamy kolejną cudowną powieść Alwyn Hamilton. Piasek, pustynia i dżiny, czego chcieć więcej (do tej kwestii wrócę później)? W porównaniu z "Buntowniczką z pustyni" mamy tu dość mało piasku, naprawdę. Wiem, bardzo ciężko w to uwierzyć. Tym razem przenosimy się po pałacu, siedziby Sułtana, klatki oraz więzienia. Amani trafia w sam środek reżimu, haremu. Osobiście, bardzo się cieszę, że akcja potoczyła się właśnie tak, a nie inaczej. Nigdy nie interesowałam się wygładem i zwyczajami panującymi w haremie, a tu autorka jak na tacy pokazała mi z czy to się je. Mamy tam tyle przebiegłych i walczących o względy oraz swoje życie kobiet. Są bezwzględne w walce o swoje przetrwanie. Autorka pokazała siłę, ale także wielką bezbronność kobiet wobec dominujących mężczyzn. Uwielbiam kiedy w powieściach są wplecione wątki, które mogą nas czegoś nauczyć i otworzą oczy na pewne sprawy. To jeszcze nie koniec tego dobrego, musicie się ze mną pomęczyć. Akcja, zdecydowanie w tym tomie jest więcej zwartej akcji. Nie pędzimy tu przez wydarzenia i różnorakie miejsca, wszystko jest dokładnie przemyślane i klarowne. Mamy możliwość delektować się pięknymi wnętrzami sułtańskiego pałacu. Ponad to wciągająca fabuła ukazuje nam niezliczoną ilość intryg, zwrotów akcji oraz zdrad. Do tego postaci Amani została w dużym stopniu rozbudowana. Nie jest teraz tylko Niebieskookim Bandytą, o którym krążą ogromne ilości legend, stała się kluczowym elementem rewolucji. To głownie od niej i jej poświecenia zależy sukces następujących wydarzeń. Nie wiem jak wy, ale czytając "Zdrajcę tronu" musiałam dawkować emocje. Nie chciałam za szybko rozstawać się z tą magiczną historią.

 Niestety, nie ma rzeczy idealnych i jak widać książek tez nie. Główną, uderzającą wadą tej książki jest brak charyzmatycznego Jina. Oczywiście, pojawia się na początku i końcu powieści, ale to nie rekompensuje zmarnowanego potencjału tej postaci. Jak w "Buntowniczce z pustyni" niewielka ilość wyjaśnień związanych z tą postacią była do przetrawienia, to tu, odbierała mi chęć do czytania. Naprawdę, jestem bardzo ciekawa historii Jina, ale nie przedstawionej w tej formie. Rozumiem, że Amani jest najważniejsza, ale "Zdrajca tronu" zyskałby tylko na rozwinięciu i wyjaśnieniu pewnych spraw. Co więcej, miejscami aż brakowało Jina, który wpadł i załatwiłby wszystko oraz przemówił głównej bohaterce do rozsądku. Miejmy nadzieję, że w ostatnim tomie będą rozwiane wszystkie wątpliwości. Kolejne co mnie boli w "Zdrajcy tronu" to przesadna ilość bohaterów. Miejscami nie wiedziałam o co komu chodzi. Czytał o jednej postaci potem nagle pojawia się ktoś zupełnie inny, troszeczkę mnie to dezorientowało. Nie będę mówić, że natłok imion nie pozwolił mi wyodrębnić bohaterów, którym kibicuję z całego serca  i tych co powinni mieć rzucane kłody pod nogi. Większość była dla mnie neutralna, wręcz nijaka. Przez te zamieszania miałam ochotę rzucić książką.




 "Zdrajca tronu" autorstwa Alwyn Hamilton jest bardzo dobrą kontynuacją swojej poprzedniczki. Każdy kto czytał i zakochał się w "Buntowniczce z pustyni" powinien sięgnąć po kolejną część tej ujmującej historii. Obiecuję, że spodoba się wam! Moja ocena 8/10.


Enjoy!

lipca 26, 2017

#3. Recenzja. Buntowniczka z pustyni.

#3. Recenzja. Buntowniczka z pustyni.
"Bardziej wybuchowa niż proch strzelnicy!" Kolejna literacka bomba tego roku.
 


Tytuł: Buntowniczka z pustyni
Autor: Alwyn Hamilton
Tłumaczenie: Agnieszka Kalus
Wydawnictwo: Czwarta strona
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 365


 Zacznijmy od tego, że ostatnio wielu autorów odeszło od typowego kreowania świata w swoich powieściach. Coraz mniej mamy do czynienia z mrocznymi i zimnymi krainami, które przyprawiają nas o dreszcze. Teraz króluje kultura bliskiego wschodu. I bardzo dobrze, bo czytanie o starych i przerażających lasach bądź nieznanych lodowych krainach było już po prostu lekko nudne. Mamy wreszcie gorący klimat, pustynie i dżinów. Czego chcieć więcej? Kolejnych tomów cyklu "Buntowniczka z pustyni" autorstwa Alwyn Hamilton.

 Amani jak wiele książkowych bohaterek pragnie uciec z rodzinnego miasta i trafić do wielkiej metropolii. Mając ze sobą tylko pistolet postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie. Razem ze swoim tajemniczym i przystojnym towarzyszem wyruszają w podroż przez pustynie pełną niezliczonych niespodzianek.  Amani będzie zmuszona do ucieczki przed ogromną armią Sułtana i walka z wieloma przerażającymi bestiami. Czy nastoletniej bohaterce uda się spełnić swoje marzenia? Czy dowie się czegoś o enigmatycznym cudzoziemcu?

 Po pierwsze, ogromny szacun dla autorki i jej  zmiany scenerii powieści. Jak uwielbiam klimat lasów i pochmurnej pogody to w wakacje trzeba troszeczkę przełamać rutynę i sięgnąć po coś z dosłownie gorącą atmosferą, zresztą póki co lato nas nie rozpieszcza. Pustynia, piach, upadł, chyba każdemu choć raz marzyła się przygoda w takich warunkach, bo ile można czasu spędzać w tym śniegu. Czytając czułam ciepło płynące z kolejnych kart powieści, atmosfera prawie jak w Dubaju :).  Autorka cyklu w jednym z wywiadów mówiła, że do stworzenia tej sagi czerpała inspiracje z opowieściami o Dziki Zachodzie oraz "Baśniami 1001 nocy", czyli coś zupełnie świeżego i nowego. Według mnie bardzo dobry i mądry pomysł na wprowadzenie jakieś innowacji do literatury młodzieżowej. Mamy tu do czynienia z Dżinami, Półdzinami i wieloma innymi  postaciami, których nie spotkamy w naszych słowiańskich legendach i podaniach.  Kolejne za co chce podziękować pani Alwyn jest minimalna ilość irytujących bohaterów. Amani polubiłam już od pierwszych stron książki i sądzę, że mogłaby być niezłą przyjaciółką. Dziewczyna ma łeb na karku i dąży do swojego celu, choć czasami bywała lekko naiwna. Jej wybuchowość bardzo mnie urzekła, nie mamy tu klasycznej szarej myszki, która potrzebuje bodźca do zmiany. Mamy tu silną i odważną młodą kobietę, której kibicujemy jeszcze bardziej z każdym nowym rozdziałem. Także jej tajemniczy towarzysz Jin jest bardzo intrygującą postacią. Osobiście zakochałam się w nim prawie tak mocno jak w Rhysandzie z "Dworu mgieł i furii'' autorstwa Sarah J. Maas. Mówię tylko prawie, ponieważ przede mną kolejne tomy "Buntowniczki z pustyni". Duży plus dla wydawnictwa, nie mogłam wymarzyć sobie lepszej okładki, która bardzo zachęca do sięgnięcia po lekturę. Polskie wydanie bije na głowę wszystkie zagraniczne wersje.

 Koniec słodzenia! Jak prawie każda książka, "Buntowniczka z pustyni" ma swoje wady, niestety. Tak, ta wręcz idealna powieść posiada pewne mankamenty. Za mało Jina. Jest to ogromny problem, mamy tu postać ze sporym potencjałem, który nie został wykorzystany w 100%. Niby poznajemy historię jego życia, ale według mnie jest tego za mało. Wątek tajemniczego zdrajcy stanu powinien być bardziej rozbudowany, oby moje życzenie spełniło się w kolejnym tomie. Jak wcześniej zachwalałam Amani, to powiem, że ona też nie byłą idealna. Jej okropnie przewidywalny pseudonim kuł z kilometra w moje oczy. Niebieskooki Bandyta, rozumiem, że miało to nawiązywać do wyglądu bohaterki, ale bez przesady. Oczy były jej najbardziej charakterystycznym znakiem, każdy mógł po nich poznać Buntowniczkę. Bardzo naiwne. Ucieszyłam się, że mamy tu delikatnie zarysowany wątek miłości między głównymi bohaterami, ale był zbyt błahy i mało realny, aby chwycić za serce.


 "Buntowniczka z pustyni'' jest idealnym przykładem słów: "Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje'', autorka zaryzykowała i zgarnęła rzesze fanów, oczywiście w tym mnie. Polecam każdemu komu brakuje ciepła i gorącego słońca. W powieści mamy tego pod dostatkiem. Zachęcam także entuzjastów Opowieści Szeherezady i wszystkich innych książkoholików oraz każdego, kto jeszcze nie rozpoczął swojej przygody z czytaniem. Znajdziecie na pewno coś dla siebie w tej powieści. Moja ocena 9/10.

Enjoy!

lipca 22, 2017

#2. Recenzja. The Call. Wezwanie.

#2. Recenzja. The Call. Wezwanie.

''Masz trzy minuty, żeby ocalić swoje życie.'' Historia o tym, że trzy minuty mogą przesądzić o twoim życiu.




Tytuł: The Call. Wezwanie
Autor: Peadar  O'Guilin
Tłumaczenie: Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 349


 "Zapomnijcie o Igrzyskach Śmierci i Więźniu Labiryntu. Pora na The Call." Jak mogę zapomnieć o czymś czego w ogóle nie znam? Tak, dobrze widzicie, nie czytałam Igrzysk Śmierci ani Więźnia Labiryntu, ale dziś nie o tym. Tego dnia skupimy się na pierwszej ukazanej w polskim języku powieści Peadara O'Guilina, "The Call". Od paru miesięcy spotykam się z tą ujmującą okładką na wielu serwisach książkowych oraz blogach i Instagramach. Wszyscy czytają "The Call", to i ja postanowiłam zakupić tą książkę.

 "The Call" to pierwszy tom cyklu o tym samym tytule. Jak wiadomo autor jest w trakcie pisania kolejnej części, która prawdopodobnie ukaże się pod koniec marca 2018 roku, niestety nie wiadomo nic o dacie polskiej premiery. "The Call. Wezwanie'' kręci się gównie wokół trzech minut, które mogą spotkać każdego nastolatka. Każdy z nich wie, że pewnego dnia zostaną wezwani do mrocznej krainy, w której bezwzględni łowczy czyhają na ich życie. Czy niepełnosprawnej Nessie uda się przeżyć spotkanie z Sidhe i wrócić do normalności.

 Z tego miejsca chcę przybić piątkę autorowi, bardzo mocną piątkę. Dawno, nawet bardzo dawno nie natrafiłam na tak dobry pomysł na młodzieżówkę. Wiem, że było już ogrom dystopii, gdzie najważniejszą rolę odgrywają młodzi ludzie, ale każda z nich na swój sposób była inna. "The Call'' także jest niezwykła. Rzadko kiedy spotykamy książki dla młodszego pokolenia, gdzie los większości bohaterów jest tak tragiczny i często nieunikniony. Odnoszę wrażenie, że na okładce powinien być napis: "I tak wszyscy zginiecie.", może troszkę za mroczne jak na młodzieżówkę, ale dla mnie idealnie pasuje. Książka ta nie tylko ma świetną fabule, ale i bardzo klimatyczne opisy krajobrazów. "Znalazła się na małej płaskiej polance na szczycie wzgórza tak stromego, że momentami bardziej przypomniało ono klif. Po stoku spływa potok, który zostawia za sobą kwaśne błoto aż do samego podnóża wzniesienia." Jak możemy przeczytać w biografii autora, czerpie on inspiracje z północno-zachodnich terenów Irlandii. I czuć to, w każdym opisie możemy zauważyć elementy Zielonej Wyspy. Nigdy nie byłam w Irlandii, a autor zapewnił mi bardzo przyjemną podróż po tym kraju. Kolejny raz chcę przybić piątkę, ale tym razem wydawnictwu. Oprawa jest fenomenalna. Pomysł na wydanie okładki ze skrzydełkami i otworem na czaszkę to strzał w 10.  Motyw powtarzającej się ludzkiej głowy na wstępach do rozdziałów oraz malutkich detalach tylko dopełnia charakter powieści.

 Niestety, nie może być tak dobrze. Książka ma pewna wady, bardzo znaczące, które utrudniają zagłębienie się w lekturę. Otóż rozmawiałam z wieloma osobami, które odnosiły podobne wrażenie co moja osoba na temat sposobu narracji. Wszyscy zgodnie doszliśmy do wniosku, że przez to nie da się czytać z przyjemnością tej powieści. Osobiście nie mam problemów z narracją trzecioosobową, ale w tym przypadku zabiła tą książkę. Uwierzcie mi na słowo jeśli jeszcze nie przeczytaliście "The Call", narracja w tej książce to jedna wielka pomyłka. Nie wiem czy to wina autora, czy może właśnie samego tłumaczenia. Jak wiemy czasami zdarza się, że tłumaczę nie oddają charakteru pierwotnej wersji i myśli pisarza. A teraz moje małe pytanie, czy ktoś z was czytał "The Call'' w oryginale? Może właśnie to tylko wina tłumaczenia, że tak ciężko przebrną przez książkę. Jak wcześniej rozwodziłam się nad tym, że fabuła jest świetna, tu nie zmienię zdania, ale troszkę ponarzekam. Brakuje mi dokładniejszego wyjaśnienia, dlaczego naród spotkała taka sytuacja, a nie inna. Wiem, było powiedziane co i jak, ale dla mnie to zdecydowanie za mało. Tak samo czuję niedosyt co do opisu głównych trzech minut. Chciałam więcej, pomysł był bardzo intrygujący i na tym skończyło się. Czasami mniej nie znaczy więcej.

 "The Call'' jest przeznaczone dla wytrwałych czytelników. Nie mówię, że innym nie polecam, ale musicie przygotować się na walkę, miejscami bardzo ciężką. Książka nie pochłonie każdego od pierwszych stron, ale na pewno znajdą się zwolennicy tego typu lektury. Jeśli już zakupiliście "The Call", to sięgnijcie po tą powieść i sami przekonajcie się, że brzemię w niej ogromny potencjał, który nie został wykorzystany. Niestety. Moja ocena 6/10.




Enjoy.



Copyright © 2016 Wszystko i nic. , Blogger