lipca 30, 2018

#28. Recenzja. Hashtag

#28. Recenzja. Hashtag



Tytuł: Hashtag
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 424


  Remigiusza Mroza chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Fenomen, bo jak można nazwać kogoś, kto rocznie wydaje tyle książek. Nie nadążam za kolejnymi premierami, co rusz nowa książka. Przyznam, czytałam parę tomów serii z Chyłką oraz ,,Behawiorystę’’, nie były to złe pozycje, ale także nie jakieś wybitne. Ostatnio postanowiłam powrócić i chwycić za najnowsze dzieło spod pióra pana Mroza, czyli ,,Hashtag’’.

  Tesa wiedzie stosunkowo normalne życie, ma kochającego męża i niechętnie wychodzi z domu. Pewnego wieczoru otrzymała wiadomość o czekającej na odbiór paczce. Kobieta nie spodziewała się żadnej przesyłki, przecież nic nie kupowała. Ciekawość zwyciężyła i Tesa postanowiła dowiedzieć się co zawiera tajemnicy pakunek. Jedna przesyłka diametralnie zmienia jej życie. Wpada w wir tajemnic i zdarzeń, które drastycznie wpłyną na jej życie. Bohaterka będzie musiała zmierzyć się ze swoją przeszłością oraz zrozumie siłę mediów społecznościowych i hashtagów. 

  Chyba ilość pisanych książek nie wpływa pozytywnie na ich jakość. Nie mówię, że jest to beznadziejna książka, ale ma kilka znaczących wad. Tym razem autor serwuje nam historię ukazaną z dwóch zupełnie innych punktów widzenia, co byłoby świetnym rozwiązaniem, ale w tym przypadku nie sprawdziło się. Bardzo denerwowały mnie zmiany narracji, pierw czytamy wszystko w trzeciej osobie, a nagle mamy akcję ukazaną oczami głównej bohaterki. Kurczę, bardzo lubię kiedy opowieść jest ukazana z różnych perspektyw, ale ta zabawa działała mi na nerwy i odbierała przyjemność z lektury. Także niezmiernie irytowały mnie naukowe pojęcia, człowiek niby coś wie, ale to zdecydowanie nie wystarcza do czytania tej lektury. Ciągle sprawdzanie w Internecie terminów ukazanych w powieści bardzo psuje komfort i odbiór historii. Było tego po prostu za dużo. Miejmy nadzieję, że was tak to nie drażniło jak mnie. A wiecie co jest najgorsze? Ta przewidywalność! W połowie książki już wiadomo kto i co zrobił. Myślałam, że pan Mróz bardziej wysili się. Niestety, wyszło jak wyszło.

  Koniec tego złego, nie jest to wybitna książka, ale mimo wszystko bardzo szybko czyta się ją. Mimo swoich wad wciąga od pierwszych stron. Fabuła i jej konstrukcja są bardzo ciekawe i miejscami dość nietuzinkowe. Miejscami płynie się z zawrotną prędkością po kartach powieści, rzadko kiedy coś nudzi czytelnika bądź bezsensownie dłuży się. Mówiłam, że ,,Hashtag’’ jest przewidywalny, ale zdarzają się zupełnie nie spodziewane sytuacje. Szczególnie zakończenie jest dość zaskakujące, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Co najbardziej mnie urzekło w tej książce? To brak zbędnych i dennych opisów na rzecz przemyślanych i ciekawych dialogów. Dawno nie czytałam tak wciągających i inteligentnych rozmów, to była prawdziwa przyjemność. Ciekawą odmianą jest sama bohaterka. Jest całkowitym przeciwieństwem znanej nam dobrze Joanny Chyłki. Tesa jest po prostu żałosną i destrukcyjną postacią z nałogami. Nie da się z nią utożsamić, ale także ciężko jest jej nie kibicować podczas rozwoju danej akcji. Ogólnie pomysł bardzo dobry, więcej takich! 

  ,,Hashtag’’ to nie jest najlepsza ani najgorsza książka Remigiusza Mroza. Jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego z ciekawą fabułą to ,,Hashtag’’ jest zdecydowanie dla was! Moja ocena 6/10.


Enjoy!


lipca 28, 2018

#27. Recenzja. Revved.

#27. Recenzja. Revved.


Tytuł: Revved
Autor: Samantha Towle
Tłumaczenie: Maciej Olbryś
Wydawnictwo: NieZwykłe
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 440

  Niech podniesie rękę, ten, który nie ma swojej czytelniczej strefy komfortu! Chyba każdy z nas omija pewne gatunki na rzecz swoich ulubieńców. Ze mną jest bardzo podobne. Mam wiele ukochanych wariantów książek, ale literatura erotyczna nigdy nie należała do tej kategorii. Próbowałam nieraz czytać powieści tego typu, ale zwykle kończyło się to niepowodzeniem. Postanowiłam dać ostatnią szansę erotykom. Ostatnio bardzo popularna jest historia Samanthy Towle, ,,Revved’’. Nie mam pojęcia jak wiele dobrych recenzji widziałam na jej temat. Musiałam osobiście sprawdzić o co tyle szumu.

  Andressa Amaro nie jest taka jak wszystkie inne dziewczyny. Jest szanowanym mechanikiem rajdowym z żelaznymi zasadami. Kiedy Andi otrzymuje propozycje pracy w świecie Formuły 1, nie waha się ani chwili i opuszcza rodziny dom w Brazylii. W nowym miejscu poznaje jednego z najlepszych kierowców świata, Carricka Ryana. Jest zabójczo przystojny i niegrzeczny. Jeździ szybko, a żyje jeszcze szybciej. Andi sądzi, że poradzi sobie z pracą w zespole Carricka, jej zasady przecież są najważniejsze. Silna wola kobiety zostanie wystawiona na próbę, gdyż rajdowiec podjął się ciężkiej walki o zdobycie jej. Wszystkie chwyty dozwolone! Czy Andi oprze się silnej pokusie i odrzuci starania Carricka?

  Powiem otwarcie, nie mam wielkiego doświadczenia z taką literaturą, ale jak na razie jest to najlepsza pozycja z jaką spotkałam się. Chyba najbardziej urzekło mnie, że Andi nie jest kolejną słodką, głupią dziewczyną w świecie rajdów. Przedstawienie jej jako mechanika jest bardzo ciekawe, to nie jest typowe zajęcie dla tak pięknej kobiety jak ona. Autorka miała świetny pomysł na jej postać i dobrze go wykorzystała. Co więcej, nie była jakoś specjalnie irytująca, a to często się zdarza w takiej literaturze. Jak już mówiłam, kiedyś próbowałam czytać literaturę erotyczną, ale po paru rozdziałach przesyconych dennymi opisami zbliżeń i brakiem jakiejkolwiek chemii między bohaterami, porzucałam lekturę. W tym przypadku jest zupełnie inaczej. Autorka funduje nam wyboistą drogę do celu. W bardzo inteligentny i przemyślany sposób buduje napięcie między bohaterami. Ich relacja na przestrzeni rozdziałów ewoluuje w coś niezwykłego, nic tu nie jest skrócone i uproszczone. Powieść aż kipi emocjami, momentami musiałam przestawać czytać i uspokoić się. Rozumiem, dlaczego tylko kobiet tak zachwycało się ,,Revved’’, nie jest to wcale przesadzone. Erotyk to erotyk przecież, ale tu nie dostajemy oklepanej sceny łóżkowej w trzecim rozdziale. Tu wszystko jest wyważone i trafione w punkt, a często czepiam się tej kwestii. Ogromny plus dla autorki, że nie zasypuje nas tym samym co kilka stron. Kolejne co mnie urzekło, to motyw podróży. Fakt, niewiele mamy informacji o danych miejscach, ale czasami spotkamy pewne smaczki. Wiele innych rzeczy jest dobrych w tej powieści. Narracja pierwszoosobowa w tym przypadku idealnie sprawuje się. Czytając przeżycia i rozterki Andi jest nam łatwiej wczuć się w daną sytuację! Niech inni pisarze biorą przykład!

  Mogłabym się jeszcze zachwycać, ale pewnie kwestie mnie nieznośnie irytują. Carrick, jest taki jak każdy inny facet w książkach erotycznych. Przystojny, bogaty, zaborczy, wieje nudą na kilometr. Chyba pierwszy raz czepiam się o postać męską, ale jego kreacja jest straszna. To nie jest najgorsze w tej powieści. Jej przewidywalność boli jak cholera, już po kilku stronach wiemy jak będzie cała akcja wyglądać, nie ma tu nic zaskakującego. Wielka szkoda. Teraz pewnie bezsensownie przyczepiam się, ale liczyłam, że będzie trochę więcej o samych wyścigach. Brakowało mi całego wątku o przygotowaniach, ale to raczej nie ta literatura.

  ,,Revved’’ to pozycja obowiązkowa dla fanek literatury erotycznej. Znajdziecie tam wszystko czego szukacie w takich pozycjach. Zabawa i tony łez gwarantowane. Moja ocena 8/10.

lipca 23, 2018

#26. Recenzja. Hot Mess.

#26. Recenzja. Hot Mess.


Tytuł: Hot Mess
Autor: Lucy Vine
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawnictwo: Burda Książki 
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 312


  Przyznam się bez bicia, bardzo rzadko sięgam po książki obyczajowe, praktycznie w ogóle ich nie czytam. Sięgam głownie po fantastykę, kryminał czy romans, a ten gatunek zawsze był zaniedbany przeze mnie. Kiedy natknęłam się na ,,Hot mess’’, wiedziałam, że muszę przeczytać tą powieść. Czytając opis miałam wrażenie, że ktoś pisał o mnie! To coś musiało oznaczać.

  Ellie Knight jest kobietą, typową kobietą. Ma prace, której szczerze nie lubi, nieperfekcyjnie perfekcyjną rodzinę, zabawnych i nieznośnych przyjaciół oraz nieznośnych współlokatorów. Najważniejsze, wciąż jest singielką, która nieustannie poszukuje swojej bratniej duszy, oczywiście z marnym skutkiem. Brzmi znajomo, Ellie jest taka jak ty!

,,Dlaczego „Hot mess"? Hot mess oznacza atrakcyjną osobę, w której życiu, głowie i wyglądzie często panuje nieład, która notorycznie pakuje się w krępujące sytuacje.’’ 

  Dawno, ale to dawno nie czytałam tak prawdziwej książki o życiu. Nic w niej nie jest przekoloryzowane ani wymuszone, wręcz przeciwnie, wszystko jest naturalne i normalne. A główna bohaterka bije inne na głowę. Jest dokładnie taka jak w opisie. Ellie to babka z krwi i kości, a do tego jest cholernie zabawna oraz ma lekkie podejście do życia. Wreszcie nie mamy idealnej w każdym calu postaci, tylko zwykłą laskę. A wiecie co jest w niej najlepszego? Momentami jest nie do zniesienia, jej naiwność wręcz sprawia ból, ale pod przykrywką tego wszystkiego można odnaleźć w niej siebie. Mam wrażenie, że to pierwsza bohaterka, z którą tak bardzo utożsamiam się. Złe i nie przemyślane decyzje? Siedzenie i oglądanie seriali zamiast obowiązków? Kurczę, Ellie to ja, ja to Ellie! Nie tylko Eleanor jest mocną stroną tej książki. Jej rodzina, a szczególnie ojciec to świetne uzupełnienie historii. Tata Ellie pisze powieść, ale w dość niekonwencjonalny sposób. [SPOJLER] Fragmenty książki wysyła swoim córką w e-mailach. Pomysłowość pierwsza klasa, ale jego powieść już tak dobra nie jest. Jest okropna, ale tak okropna, że zabawna. Nie dość, że samo życie Ellie jest dość śmiesznie, to jeszcze ta opowieść. Miejscami płakałam ze śmiechu, a nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się to. Nie rozgadując się, ta książka jest naprawdę dobrą komedią. Sposób narracji jest także ciekawy. Autorka zobrazowała historię Ellie w formie pamiętnika. Na początku każdego rozdziału jest krótki, ale treściwy opis miejsca akcji. Dzięki temu łatwiej można wczuć się w całą sytuację i zrozumieć działanie bohaterki. Zabieg na 5+! Mały bonus dla okładkowych srok, okładka została świetnie zaprojektowana, a jeszcze lepiej wydana. Miło na nią popatrzeć, a jeszcze milej mieć na własnej półce takie małe dzieło.

  Kurczę, wszystko byłoby idealne, ale to chyba nie jest mój gatunek. Przyzwyczajona do zwartej i pełnej zwrotów akcji historii, miejscami nudziłam się. To nie jest wina książki, nie moje klimaty ewidentnie, ale miło było spróbować czegoś zupełnie innego. Nowe doświadczenia są dobre!

  ,,Hot mess’’ to pozycja dla każdej, nowoczesnej singielki i nie tylko. Obojętnie jaka jesteś i tak znajdziesz w niej coś dla siebie. Powieść ta jest także dla mężczyzn :) Brzmi dziwnie? Jest tak prawdziwa, że otworzy im oczy na pewne sprawy! Dobra zabawa dla wszystkich. Moja ocena 8/10.

Dziękuję wydawnictwu Burda Książki za udostępnienie egzemplarza do recenzji!


Enjoy!


lipca 20, 2018

#25. Recenzja. Without Merit.

#25. Recenzja. Without Merit.


Tytuł: Without Merit
Autor: Colleen Hoover
Tłumaczenie: Matylda Bernacka
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 320



  Tak, tak, znowu Hoover, ale co ja poradzę na to, że to moja ulubiona autorka? Wcale nie robię maratonu z jej wydaniem, ostatnio przeczytałam tylko 3 jej powieści, więcej nie było. Wiem, że ubolewacie tak samo jak ja 😊 Tym razem przychodzę z nowowydanym w Polsce ,,Without Merit’’. Jak dowiedziałam się, że będzie polskie wydanie od razu czekałam na premierę, opłacało się jak nigdy!

  Nastoletnia Merit z pozoru jest zwyczajną licealistką. Mieszka z ojcem, macochą oraz rodzeństwem. Ale są to tylko pozory normalności. Od lat jej matka mieszka w piwnicy, z której nigdy nie wychodzi, ojciec przerobił stary kościół na dom. Jej rodzeństwo jest wręcz idealne, nic nie można im zarzucić. Merit jest zupełnie inna, czuje, że nie pasuje do rodziny. Jej sytuacja komplikuje się z dniem poznania chłopaka jej siostry. Narastająca ilość tajemnic doprowadza dziewczynę na skraj, zaszywa się w domu i decyduje się na ostateczny krok. Czy plan Merit przyniesie jej wymarzoną ulgę czy także pogrąży ją jeszcze bardziej?

,,Nie każdy błąd zasługuje na konsekwencje. Czasem jedyne, na co zasługuje, to przebaczenie.''

  Zacznijmy od tego, że jest to od dziś moja ulubiona książka spod pióra Hoover, wygrała nawet z moim ukochanym ,,Maybe Someday’’. Zaskakujące, ale taka jest prawda. Dlaczego tak się stało? ,,Without Merit’’ to najzabawniejsza powieść Colleen, większość jej prac nie rozbawi czytelnika, a ta jest zupełnie inna. Sam opis rodziny i ich miejsca zamieszkania jest istną parodią. [SPOJLER] Jaki ojciec ateista będzie przerabiać kościół na dom? Już samo to zajście było zabawne, a historia związana z tą decyzją także jest niezmiernie interesująca, ale to musicie sami przeczytać! Zresztą samo hobby głównej postaci jest dość ciekawe i nietuzinkowe, niby prosta dziewczyna, a tu takie coś, ale to nie jest najlepsze w tej książce. Tym razem Hoover nie skupia się na samym romansie i miłości
bohaterów, jej celem jest zobrazowanie zupełnie innych problemów. Autorka w subtelny sposób mówi o problemach związanych z depresją i fobiami. Pokazuje, że stan jednej osoby może wpływać na całe otoczenie. W delikatny sposób opisuje przeżycia i sytuacje, które doprowadzają dziewczynę na skraj. Nie znajdziemy tu długich litanii o myślach samobójczych, cięciu się i innych rzeczach, które kojarzą się społeczeństwu z zaburzeniami psychicznymi. Zwyczajne chowanie się w cień czy nawet kilkudniowa nieobecność w szkole mogą być symptomami choroby tak jak w przypadku Merit! Nikt nic nie widział, nie miał pojęcia co dziewczyna przechodzi, sama bohaterka nie wierzyła w to co zrobiła. Autorka w nienachalny sposób daje do myślenia. Moim zdaniem jest to najmądrzejsza i jedna z dojrzalszych powieści Hoover, porusza tak głęboko zakorzenione tematy jak w jej poprzednim dziele, czyli ,,It ends with us’’. Czasami w zwyczajny romans można w dobry i przemyślany sposób wpleść wartościową treść. Koniec rozwodzenia jest nad tym, sami sięgnijcie i przekonajcie się, że warto. Powtórzę się, w sumie jak zwykle. Colleen zachwyca prostotą języka, książkę mimo tematyki czyta się szybko i bez problemów. Wciąga od pierwszej strony, ten stan trwa przez całą powieść. Nie mogłam jej odłożyć, czytałam i czytałam, a tu koniec, niestety. Chcę więcej! A jeśli to nie wystarcza, spójrzcie na tą minimalistyczną okładkę, wprawia w ciekawość.

  Zaskoczę was, dziś nie powiem ani jednego złego słowa o tej powieśći, a dlaczego? Za pewne ma wady, nawet wiele, ale ja ich nie umiem znaleźć. Książka dogłębnie mnie poruszyła i chwyciła za serce. Zasłużyła na miano najlepszej powieści Colleen Hoover.

  ,,Without Merit’’ to książka godna polecanie nie tylko fanom pióra Colleen Hoover, ale także wszystkim innym czytelnikom. Historia niby typowo książkowa, ale może przydarzyć się każdemu z nas. Moja ocena 10/10.

lipca 17, 2018

#24. Recenzja. Czy umrę, nim się zbudzę?

#24. Recenzja. Czy umrę, nim się zbudzę?


Tytuł: Czy umrę, nim się zbudzę?
Autor: Emily Koch
Tłumaczenie: Justyna Kukian
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 334

 Czy macie tak czasami, że chcecie przeczytać coś zupełnie innego? Odpocząć od tego co czytaliście w ostatnim czasie? Po maratonie fantastyki oraz młodzieżówek  postanowiłam sięgnąć po coś innego.  Długo zastanawiałam się co chciałabym przeczytać. Kolejny kryminał, a może jakiś horror? Jednak padło na całkowitą nowość wydawniczą w naszym kraju. ,,Czy umrę,  nim się zbudzę?’’ to pierwsza powieść Emily Koch, wydana w Polsce.

  Alex był zagorzałym fanem wspinaczki, ale to było wiele miesięcy temu. Teraz jest w śpiączce, z której prawdopodobnie nigdy się nie wybudzi. Jego rodzina rozważa odłączenie go od maszyn podtrzymujących życie, ale nie mają pojęcia, że Alex nadal walczy. Wszystko rozumie i czuje, ale nie może wykonać żadnego ruchu. Strzępkowe informacje sprawiają, że mężczyzna wątpi, że jego wypadek był przypadkowy. Rozwiązując tajemniczą zagadkę, uświadamia sobie, że nie tylko grozi jemu niebezpieczeństwo, ale także jego ukochanej. Alex pragnie ochronić swoją dziewczynę, ale czy w swoim stanie da radę?

  Czy ten opis nie jest intrygujący? Kiedy przeczytałam go, to nie było odwrotu, musiałam poznać tę książkę. Nigdy nie spotkałam się z narracją prowadzoną przez osobę w śpiączce. To było bardzo ciekawe, mogliśmy przeżywać z Alexem jego wewnętrzną frustrację, spowodowaną jego stanem. Od pierwszej strony kibicowałam bohaterowi w rozwiązaniu sprawy, a także niezmiernie byłam ciekawa czy uda mu się pokonać swój stan. Brawa dla autorki za tak świetną kreację głównej postaci. Niby nic nie robi, mamy tylko możliwość poznawania jego myśli i wspomnień to i tak z zapartym tchem śledziłam jego dalsze losy. Sama historia jest także świetnie skonstruowana, o dziwo nie jest przewidywalna. W połowie książki domyślałam się kto i co zrobił, ale jakie było moje zdziwienie, kiedy wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Dawno nie czytałam, tak nieprzewidywalnej pozycji! Sam styl autorki jest godny pochwały. Jest lekki, a zarazem wprowadza nutę strachu oraz ciekawości. Momentami siedziałam jak zahipnotyzowana podczas lektury.

  Wszystko świetnie i cudownie, ale ta książka ma o 50 stron za dużo. Prawdziwa akcja zaczyna się właśnie po pierwszych 50-ciu kartkach. Te strony są zobrazowaniem życia Alexa, ale jest tego troszkę za dużo. Rozdział mniej i byłoby idealnie. Przez to nie mogłam się wciągnąć w historię, która potem jest interesująca.

  ,,Czy umrę, nim się zbudzę?’’ to gratka nie tylko dla fanów gatunku, ale także dla każdego książkomaniaka. Pozycja jakich mało, nieprzespana noc przez lekturę gwarantowana. Moja ocena 8/10.



Dziękuję wydawnictwu Sonia Draga za udostępnienie egzemplarza.

Enjoy!

lipca 12, 2018

#23. Recenzja. Jak upolować pisarza?

#23. Recenzja. Jak upolować pisarza?


Tytuł: Jak upolować pisarza?
Autor: Sally Franson
Tłumaczenie: Joanna Dziubińska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 384


  Czy wy także czasami potrzebujecie wytchnienia od cięższej literatury? Po długim maratonie fantastyki, kryminałów czy dramatów, miałam ogromną ochotę na coś lekkiego, niezobowiązującego. W moje ręce właśnie wpadła debiutancka powieść Sally Franson pt. ,,Jak upolować pisarza?’’. Sam tytuł za wiele mi nie mówił, ale reklama mówiąca, że jest to dzisiejsza wersja ,,Diabła ubierającego się u Prady’’, zmusiła mnie do poznania tej historii. Bo kto nie kocha tego filmu? 

  Casey mimo swojego wieku wiele osiągnęła. Jest dyrektorką kreatywną w agencji reklamowej, stała się specjalistą w swoim fachu, nie znajdziecie nigdzie lepszej. Skupiona w dążeniu do celu i walce o  osiągnięcia szczytu kariery jest zdolna do niemal wszystkiego. Kiedy otrzymuje kolejne zadanie od swojej szefowej bez wahania podejmuje się go i stara się wypełnić wszystko jak najlepiej. Tym razem Casey pozyskuje pisarzy do kampanii reklamowej, wszystko zapowiadało się dobrze, do czasu. Kiedy poznaje przystojnego Bena, pojawia się ogrom komplikacji. Czy świat reklamy i literatury mogą razem współgrać? Czy w tym wszystkim znajdzie się miejsce na uczucia?

  Zacznijmy od tego, że w ogóle nie zgadzam się ze słowami, iż nie polubimy od razu bohaterki! Może jestem dziwna, ale od pierwszych stron zakochałam się w Casey. Fakt, jest zapatrzona w siebie oraz pieniądze, jest impulsywna, ale także bardzo inteligentna i silna. Od zawsze wierzyła w siebie i dzięki temu stała się prawdziwą kobietą sukcesu. Mimo wszystkich swoich wad, jest bardzo dobrze wykreowaną bohaterką, przez co staje się bardzo ludzka. Każda z nas znajdzie coś w sobie z Casey! Nie tylko ona jest tu silną postacią żeńską, jej szefowa Celeste. Kobieta po przejściach, wyszła z największego bagna i sięgnęła gwiazd. Zawsze miała głowę na karku, była panią sytuacji. Mogłabym mówić o niej wiele dobrego, ale niestety nie mogę. Boli mnie jednak zakończenie z jej udziałem, zawiodłam się troszkę, ale nic wam nie zdradzę, sami przeczytajcie. Ta książka obfituje w bezkonkurencyjne kobiety. Najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki jest warta kilku linijek. Susan jest aspirującą poetka, a także całkowitym przeciwieństwem Casey. Jest bardzo stanowcza, ma swoje zasady, których nie łamie i kieruje się nimi. Niezmiernie lubię takie zestawienia, nigdy nie jest nudno. Autorka nie tylko mam zdolność do kreacji bohaterów, ale także ma dobry warsztat. Książka jest napisana lekkim, nieskomplikowanym językiem. Co więcej, typowe dla dzisiejszego społeczeństwa kolokwializmy dodają uroku powieści. Nie myślcie sobie, że jest to taka zwyczajna, nic nie znacząca książeczka. Mamy w niej doskonale pokazany brutalny świat sławy i kariery. Pewne sytuacje ukazane w tej historii mogą wielu osobą otworzyć oczy. Miała być zwykła obyczajówka, ale daje zdecydowanie więcej.


  Jak większość książek, ta także ma swoją ciemną stronę. Najbardziej irytuję mnie brak rozwinięcia i poznania relacji Casey i Bena. Owszem, coś tam było, ale dla mnie to zdecydowanie za mało, zresztą okładka sugeruje nam rozwinięcie tego wątku. Spokojnie, to nie jest najgorsze! Początek książki jest okropnie nudny, nic się nie dzieje. A długie i smętne miejscami wywody Casey jeszcze potęgowały efekt znudzenia. Wiem, zachwycałam się tą postacią, ale czasami miałam jej dość. Rozumiem także, że to główna bohaterka i autorka skupiła się na niej, ale mogłaby poświęcić więcej uwagi męskim postaciom. Jak wiecie, należę do osób, które zwykle zachwycają się mężczyznami w powieściach. Tu mi właśnie zabrakło Bena, zapoznania się z jego historią i nim samym. Bardzo żałuję, że nie było go więcej. Prawie zapomniałam! Ta książka ma nietrafioną reklamę, w żadnym stopniu nie przypomina mi ,,Diabła ubierającego się u Prady’’. Przez to wszystko mój odbiór powieści był troszkę negatywny. Trzeba uważać na takie smaczki!

  ,,Jak upolować pisarza’’ jest pozycją dla kobiet, które potrzebują chwili wytchnienia i relaksu. Ale uważajcie, nie spodoba się ona każdemu. Moja ocena 7/10.


Dziękuję wydawnictwu Znak za przekazanie egzemplarza.

Enjoy!

lipca 10, 2018

#22. Recenzja. Julka.

#22. Recenzja. Julka.



Tytuł: Julka
Autor: M. Sinners
Wydawnictwo: Novae res
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 236


  Wakacje to piękny czas, możemy się lenić, spać i czytać do woli. Czego chcieć więcej? A książek! Dokładniej książek pasujących do klimatu tego ciepłego okresu. W wakacje wolę czytać  lekkie lektury, pogoda jest tak piękna, że najlepiej czyta mi się mało wymagające lektury, na nie jest inna pora. W moje ręce właśnie wpadła ,,Julka’’. Szczerze, nigdy nie słyszałam o tej pozycji, a nawet o samym autorze.

  Marcin jest zwykłym dziewiętnastoletnim chłopakiem, prócz tego, że jego życie zostało starannie dopracowane. Idąc w ślady ojca, studiuje medycynę i robi wszystko pod jego dyktando. Aż do pewnego feralnego dnia, kiedy Marcin postanawia rzucić wszystko i zmienić swoje życie. Wkracza w mafijny świat, pełen narkotyków, pieniędzy i kobiet. Z grzecznego chłopaka staje się bezwzględnym gangsterem. Kiedy osiąga szczyt swojej nielegalnej kariery, na jego drodze pojawiają się dwie dziewczyny. Czy zmienią jego życie? Czy Marcin zmieni swoje życie?

  Lekka książka na wakacje? ,,Julka’’ jest zdecydowanie taką pozycją. Nie mamy tu skomplikowanej fabuły, nad którą musielibyśmy się głowić godzinami. Wszystko jest tu prosto i klarownie przedstawione. Jedni uznają to za wadę, ale dla mnie w takim momencie jest to zaleta. Potrzebowałam niezobowiązującej powieści i taką dostałam. Pamiętacie jak kilka lat temu szczyty popularności osiągnęły amatorskie opowiadania i fanfiction? Sama czytałam kilka, a ta książka w dużym stopniu przypomina te historie. Miły krok kilka lat wstecz, choć teraz nie rozumiem co w nich widziałam, to czasami jest dobrze sięgnąć po coś co przypomni nam stare dzieje. Co jest także zaskakujące w tej książce? Wreszcie nie spotkałam irytujących do granic możliwości bohaterów! Wreszcie nie musiałam czytać wywodów skrzywdzonej przez los dziewczyny. Narratorem tym razem jest chłopak, ciekawie jest czasami poznać spojrzenie drugiej strony! Plusem jest także sam styl, prosty język, dzięki któremu w bardzo szybkim tempie przebrniemy przez lekturę.

  Myśleliście, że będę tylko zachwycać się ,,Julką’’? Otóż nie, książka ma wady, wiele wad. Najbardziej boli mnie prędkość akcji. Oczywiście, że nie lubię jak coś się wlecze niczym żółw, ale bez przesady. Marcin z dobrego chłopaka w ciągu dwóch dni staje się niebezpiecznym gangsterem. Kiedy w danej lekturze pojawia się motyw przemiany, oczekuję zawsze dokładnego opisu zmiany bohatera, chcę poznać jego myśli i jego samego. Tutaj nic takiego nie było, wszystko w ciągu kilku godzin zmieniło się. Ogólnie cała historia gna jak cholera, w ciągu tych 200 stron działo się więcej niż w ogromnych tomiszczach. Natłok i prędkość zmieniania się wątków bardzo negatywnie wpływa na odbiór tej powieści. Rozumiem, że to fikcja, ale nie mówimy tu o szeroko pojętym fantasy, tylko o zwykłej młodzieżówce. Troszkę realizmu i byłoby zdecydowanie lepiej.

  ,,Julka’’ to powieść skierowana zdecydowanie do nastolatków, dojrzalszemu czytelnikowi może wydawać się błaha i plaska. Zdecydowanie trafi w gusta młodej czytelniczki, która dopiero wchodzi w świat lektur tego typu. Moja ocena 6/10.

Dziękuję wydawnictwu Novae Res za udostępnienie egzemplarza!



Enjoy!

lipca 08, 2018

#21. Recenzja. Mainstream

#21. Recenzja. Mainstream


Tytuł: Mainstream
Autor: Miroslav Pech
Tłumaczenie: Mirosław Śmigielski
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 182


 Może to dziwne, ale uwielbiam horrory i wszystkie książki o krwawej i brutalnej tematyce. Wiem, że trochę to zaskakujące bo zawsze piszę tu o młodzieżówkach bądź o obyczajówkach, ale czasami lubię sięgnąć po coś mocnego, miejscami drastycznego i mrocznego. Tym razem w moje ręce wpadła powieść czeskiego pisarza  Miroslava Pecha. ,,Mainstream’’ to moje pierwsze spotkanie z tym autorem oraz z czeską literaturą.

  Maciej jest kochającym mężem oraz młodym ojcem. Jest także początkującym pisarzem, który swój debiut ma już za sobą. Wiedzie spokojne i nudne życie, do czasu. Pewnego dnia otrzymuje e-mail z nagimi zdjęciami swojej żony. Zwykła wiadomość zmienia dotychczasowe życie rodziny, nic już nie będzie jak kiedyś.

  Powiem otwarcie, mam pewien problem z tą powieścią. Pierwsze 100 stron to była dla mnie katorga. Ni nie działo się, sama nuda. Wiem, że horror rządzi się swoimi zasadami, budowanie powolnego napięcia, wciąganie odbiorcy, ale miejscami zasypiałam. Ponad to autor ma bardzo dziwny sposób prowadzenia historii. Nie mogłam wciągnąć się, z każdą stroną było coraz gorzej, a denne dialogi zabijały mnie. A wiecie co było najgorsze? Bardzo słabo wykreowani bohaterowie, wręcz płascy i miejscami denerwujący. Momentami miałam ochotę rzucić powieścią o ścianę i nie czytać jej, aż do czasu.

  W połowie wszystko zmieniło się, jakbym czytała coś zupełnie innego. Akcja nabrała tempa i wreszcie poczułam, że czytam horror. Nawet styl autora był inny, dużo bardziej skupił się na opisach, które były wręcz fenomenalne. Brutalne sceny zostały w bardzo dosadny i rzeczywisty sposób przedstawione, uczta dla fanów gatunku. Miejscami odczuwałam ogromny niepokój, ta książka naprawdę działa na czytelnika. Będę spać ze światłem od teraz 😊  Co jest najlepsze, nic nie jest tu oczywiste i przewidywalne. Nigdy nie wiemy co zrobi dany bohater, bardzo lubię takie rzeczy, ta niepewność jest piorunująca. A zakończenie to istna miazga, historia zakończona w połowie zdania. Świetny zabieg, czytelnik sam może dokończyć opowieść. Okładka także robi wrażenie, jej minimalizm wręcz hipnotyzuje, a małe kolorystyczne akcenty wprowadzają zaciekawienie.

  ,,Mainstream’’ to powieść dość brutalna, dla czytelników o mocnych nerwach. Książka jest przeznaczona dla dojrzalszego odbiorcy, radzę nie pokazywać jej młodszym fanom literatury! Jeśli lubisz ten gatunek, sięgnij jak najszybciej po ,,Mainstream’’, spędzisz z nią zaskakujący czas. Moja ocena 7/10.

Dziękuję wydawnictwu Stara Szkoła za udostępnienie egzemplarza.


Enjoy!

lipca 04, 2018

#20. Recenzja. Nieprzekraczalna granica.

#20. Recenzja. Nieprzekraczalna granica.


Tytuł: Nieprzekraczalna granica
Autor: Colleen Hoover
Tłumaczenie: Jarosław Mikos
Wydawnictwo: YA
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 298


 Hoover, Hoover, Hoover, dawno nic o niej nie było 😊 Wybaczcie, ale to jedna z moich ulubionych autorek i na razie nie planuję przestać zachwycać się jej twórczością. Tym razem na tapetę biorę drugi tom jej debiutanckiej trylogii, czyli ,,Nieprzekraczalna granica’’. Miejmy nadzieję, że będzie równie ciepłą powieścią jak ,,Pułapka uczuć’’.

  Layken i Will po traumatycznych przeżyciach musieli podnieść się i żyć dalej. Oboje podjęli się odpowiedzialnej roli jako zastępczy rodzice dla swoich młodszych braci. Ich miłość z każdym dniem staje się silniejsza, wszystko może wydawać się idealne, do czasu. Na drodze Willa pojawia się jego dawna dziewczyna, która usilnie próbuje zniszczyć jego relację z Lake. Czy mimo zazdrości i kłamstw ich uczucie przetrwa tą próbę?

,,Czasami dwie osoby muszą się rozstać, aby sobie uświadomić, jak bardzo siebie potrzebują.''

  Wiem, że czekaliście na mój kolejny monolog na temat cudownej powieści Hoover. Tak będzie i tym razem. Pewnie nikogo nie zdziwi to, że jeszcze bardziej jestem zakochana w Willu. Chłopak ideał, świetny ojciec, brat, a do tego poeta. Czego chcieć więcej? Dobra, koniec, nie będę znów gadać jaki jest wspaniały. Nie tylko on jest świetną postacią w tej trylogii. Moimi ulubieńcami stali się Kel oraz Caulder. Przyjemnie było czytać o ich pomysłach, ale także pierwszych miłościach. Ich wątek jest dla mnie przeuroczy, a zwykle dzieci w ich wieku bardzo mnie irytują (taaak, bo jestem przecież taka dorosła). Chętnie dostałabym cały tom poświęcony chłopcom. Co więcej, w tym tomie poznajemy bliską przyjaciółkę jedenastolatków, Kiersten. Dziewczynka wykazywała się ogromną inteligencją i zaangażowaniem w powierzone jej sprawy. Jak nigdy kreacja dzieciaków przypadła mi bardziej do gustu niż głównych bohaterów. Wróćmy do samej Hoover. Jej styl jak zawsze jest nienaganny, bardzo dobrze dopasowany do tematyki powieści. I co najważniejsze, nie wysila się na denne sceny łóżkowe, które czasami przeszkadzają a wręcz psują w odbiorze historii. Prawie zapomniała, tytuł ma świetne uzasadnienie w powieści, bardzo pomysłowe.

  To chyba jakieś fatum, kolejna kontynuacja gorsza od swojej poprzedniczki. Nie mówię, że ,,Point of retreat’’ jest złą książką, ale nie dorównuje poziomem ,,Slammed’’. Zacznijmy od Lake. Wcześniej denerwowała mnie miejscami, ale teraz dostawałam przez nią białej gorączki. Była jeszcze bardziej marudna i infantylna. Nie dała sobie nic przetłumaczyć, od razu osądziła Willa i uważała się za największą ofiarę. Jak na dziewczynę w takiej sytuacji powinna wykazywać się większą wyrozumiałością i odpowiedzialnością. Ale to nie jest najgorsze, książka jest do bólu przewidywalna. Wiem, że 70% takich powieści jest wszystko łatwo wydedukować, ale nie przesadzajmy. Już po kilku rozdziałach wiedziałam jak wszystko zakończy się. [SPOJLER] Tak, mamy tu wręcz śmiertelny wypadek, cudowne ozdrowienie oraz wielki happy end zwieńczony oświadczynami. Myślałam, że pani Hoover jest choć trochę bardziej kreatywna i wymyśli coś innego, te motywy są przerabiane w większości opowieściach tego typu. Zawiodłam się i to bardzo.

  ,,Nieprzekraczalna granica’’ to ciepła opowieść, świetna dla wszystkich fanek twórczości Colleen Hoover. Mimo swoich wad spędzicie z nią przyjemny czas. Moja ocena 6/10.

lipca 02, 2018

Książkowe serie, które chcę przeczytać.

Książkowe serie, które chcę przeczytać.

Książkowe serie, ile to ja ich już nie zaczęłam czytać. Szklany tron, Harry Potter, seria z Chyłką i wiele, wiele więcej. Oczywiście za mało mi i muszę rozpocząć kolejne sagi a potem narzekać, że nie mam czasu ich skończyć. Co mi szkodzi, może ten post w jakiś sposób zmotywuje mnie do zapoznania się chociaż z pierwszymi tomami. Proszę, nie zabijajcie mnie, wiele z nich sami pewnie doskonale znacie, a ja wciąż jestem w szarym lesie z ich lekturą. A może sami macie listę serii do przeczytania? Czekam na wasze pozycje 😉

 Kruczy cykl – wiele słyszałam o tej serii, wiele dobrego oraz wiele złego. Aż w końcu, rok temu postanowiłam zakupić cały cykl. Od tego czasu stoi na półce i kurzy się. Jakoś nigdy nie mogłam zmotywować się do lektury, książki nie są jakoś specjalnie wielkie i jest ich tylko cztery. Objętościowo to najmniejsza pozycja na tej liście.

 Cykl Millenium – wręcz klasyk skandynawskiej literatury. Całość oczywiście stoi gdzieś od ponad roku na półce i świetnie wygląda. Obejrzałam filmy, które wywarły na mnie ogromne wrażenie, a podobnież książki są jeszcze lepsze. Jedyne co mnie odrzuca to wielkość książek, cegły, którymi można by spokojnie zabić kogoś.



 Cykl Metro – trochę skłamałam na wstępie, Metro 2033 przeczytałam jakieś 3 lata temu, było to moje pierwsze spotkanie z literaturą rosyjską oraz nigdy wcześniej nie sięgałam po taką tematykę. Książka jak mało która była bardzo dopracowana i przemyślana, ale wiem, aby sięgnąć po kolejne tomy muszę powrócić do pierwszego. Miejmy nadzieję, że cala seria jest tak dobra jak jej rozpoczęcie.

Wiedźmin - jedna z najbardziej znanych i wychwalanych polskich serii. Jest mi strasznie wstyd, że jeszcze nie sięgnęłam po pierwszy tom tej historii. Z każdej strony jest tyle zachęcających opinii, a ja nadal nie przeczytałam nic, a nic. Staram się zmotywować do lektury przez serial Netflixa na podstawie tej sagi. Trzymajcie za mnie mocno kciuki!




 Saga Pieśni lodu i ognia – znów kłamstwo, przeczytałam Grę o tron oraz obejrzałam 2 sezony serialu, ale to nie zastąpi mi lektury. Szczerze mówiąc, w ogóle nie wciągnęłam się w serial, a książka bardzo podobała mi się, mimo swoich ogromnych rozmiarów. Nie wiem kiedy przeczytam te wszystkie tomy, ale wstydem byłoby nie znać historii z Westeros.





Enjoy!
Copyright © 2016 Wszystko i nic. , Blogger