Colleen Hoover, fenomen pisarki książek dla młodych dziewczyn i kobiet. Chyba każda z nas natknęła się chociaż raz na jakąkolwiek powieść spod pióra tej autorki, a zapewne część podobnie jak ja czyta dzieła tej pani. Ale dlaczego tyle z nas sięga po taką literaturę, którą niemożna nazwać górnolotną. Sprawa jest bardzo prosta, dlaczego sięgamy po książki tego typu. Wszystko opowiem na swoim przykładzie jako wierniej i oddanej czytelniczce Hoover.
Moja przygoda z twórczością tej pani rozpoczęła wraz z wydaniem słynnego już "Hopeless". Jako nastolatka (że niby teraz jestem baaaardzo dorosła) byłam zakochana w powieściach z głównym wątkiem miłosnym. Książki Hoover spełniały wszystkie warunki aby być w tamtym okresie najlepszymi pozycjami z jakimi miałam do czynienia. Przystojny chłopak, szara myszka oraz prawdziwe uczucie, czego więcej może potrzebować biedna 15 latka :) Może potrzebować więcej, a czego? Oczywiście, że dodatkowych szablonowych i przewidywalnych powieści o wspaniałej miłości. Uwierzcie, przeczytałam masę takich publikacji, raz lepszych, a raz gorszych. Mimo wszystko nadal chętnie sięgam po tego typu twórczość. I o dziwo, robię to z ogromną przyjemnością.
Powieści Hoover jak już mówiłam są bardzo szablonowe oraz przewidywalne, ale dzięki temu bardzo łatwo czyta się je. Nie muszę godzinami siedzieć i zastanawiać się dlatego tak a nie inaczej. Wszystko jest podane jak na tacy, wystarczy proste kawałeczki skleić w jedną całość. Idealne dzieła aby wyłączyć mózg i relaksować się. Kolejne co bardzo lubię w czytadłach tej pani to główni męscy bohaterowie. Bruneci, blondyni, wysportowani, utalentowani i bogaci, jest w czym wybierać. Książkowe ucieleśnienie marzeń. Dziewczyny, która z nas czasami nie chciałaby mieć takiego Owen'a czy Ridge'a. Proszę tu nie kłamać! Ja wiem, że czasami taki obraz doskonałości przydałby się każdej z nas. Co więcej, styl tej autorki jest bardzo lekki. Wszystko czyta się bardzo płynnie i szybko. Dla jednych to wada, a dla mnie zdecydowanie ogromny plus. Nie po to sięgam po romanse żeby męczyć się, tylko po to aby wreszcie odpocząć. Zresztą potrzebuję czasami przeczytać, że coś się dobrze kończy.
Colleen tak samo jak większość pisarzy ma swoje wzloty i upadki. Ogromnym faux pas jest dla mnie "Never, never" w duecie z Tarryn Fisher. Pomysł na książkę jest bardzo oryginalny, ale co z tego jak wykonanie utrudnia czytanie. Nigdy tak nie męczyłam się z powieścią Hoover jak z tą. Czytałam i czytałam, jakoś w końcu przebrnęłam przez tą gafę, ale nigdy nikomu, nawet największemu wrogowi nie polecam czytania "Never, never". Ponarzekałam sobie, więc pora na jakieś dobre słowa. Przeczytałam wszystkie obecnie wydane książki tej autorki i najcieplej wspominam "Maybe Someday". Chyba najciekawsze dzieło tej pani, nie pod względem fabularnym, ale postaci. Zwykle spotykam się ze zdrowymi, młodymi ludźmi, a Ridge jest głuchy. Jakie to miłe zaskoczenie, że nie jest on tak bardzo perfekcyjny (choć nadal jest mimo swoich problemów). Oczywiście zakończenie "Maybe Someday" jest takie jak powinno być. Żyli długo i szczęśliwie.
Wszystkim fankom Hoover polecam także inne, może ciut podobne pozycje na długie wieczory spod pióra Elle Kennedy, czyli jej akademicka seria "Off-Campus". Jest dla mnie tak samo świetną pisarką jak Collen.
A wy co sądzicie o tej pani? Czekam na wasze opinie :)
Enjoy!
Enjoy!