października 31, 2017

Dlaczego czytam książki Colleen Hoover?

Dlaczego czytam książki Colleen Hoover?




 Colleen Hoover, fenomen pisarki książek dla młodych dziewczyn i kobiet. Chyba każda z nas natknęła się chociaż raz na jakąkolwiek powieść spod pióra tej autorki, a zapewne część podobnie jak ja czyta dzieła tej pani. Ale dlaczego tyle z nas sięga po taką literaturę, którą niemożna nazwać górnolotną. Sprawa jest bardzo prosta, dlaczego sięgamy po książki tego typu. Wszystko opowiem na swoim przykładzie jako wierniej i oddanej czytelniczce Hoover.

  Moja przygoda z twórczością tej pani rozpoczęła wraz z wydaniem słynnego już "Hopeless". Jako nastolatka (że niby teraz jestem baaaardzo dorosła) byłam zakochana w powieściach z głównym wątkiem miłosnym. Książki Hoover spełniały wszystkie warunki aby być w tamtym okresie najlepszymi pozycjami z jakimi miałam do czynienia. Przystojny chłopak, szara myszka oraz prawdziwe uczucie, czego więcej może potrzebować biedna 15 latka :) Może potrzebować więcej, a czego? Oczywiście, że dodatkowych szablonowych i przewidywalnych powieści o wspaniałej miłości. Uwierzcie, przeczytałam masę takich publikacji, raz lepszych, a raz gorszych. Mimo wszystko nadal chętnie sięgam po tego typu twórczość. I o dziwo, robię to z ogromną przyjemnością. 

  Powieści Hoover jak już mówiłam są bardzo szablonowe oraz przewidywalne, ale dzięki temu bardzo łatwo czyta się je. Nie muszę godzinami siedzieć i zastanawiać się dlatego tak a nie inaczej. Wszystko jest podane jak na tacy, wystarczy proste kawałeczki skleić w jedną całość. Idealne dzieła aby wyłączyć mózg i relaksować się.  Kolejne co bardzo lubię w czytadłach tej pani to główni męscy bohaterowie. Bruneci, blondyni, wysportowani, utalentowani i bogaci, jest w czym wybierać. Książkowe ucieleśnienie marzeń. Dziewczyny, która z nas czasami nie chciałaby mieć takiego Owen'a czy Ridge'a. Proszę tu nie kłamać! Ja wiem, że czasami taki obraz doskonałości przydałby się każdej z nas. Co więcej, styl tej autorki jest bardzo lekki. Wszystko czyta się bardzo płynnie i szybko. Dla jednych to wada, a dla mnie zdecydowanie ogromny plus. Nie po to sięgam po romanse żeby męczyć się, tylko po to aby wreszcie odpocząć. Zresztą potrzebuję czasami przeczytać, że coś się dobrze kończy.


Colleen tak samo jak większość pisarzy ma swoje wzloty i upadki. Ogromnym faux pas jest dla mnie "Never, never" w duecie z Tarryn Fisher. Pomysł na książkę jest bardzo oryginalny, ale co z tego jak wykonanie utrudnia czytanie. Nigdy tak nie męczyłam się z powieścią Hoover jak z tą. Czytałam i czytałam, jakoś w końcu przebrnęłam przez tą gafę, ale nigdy nikomu, nawet największemu wrogowi nie polecam czytania "Never, never".  Ponarzekałam sobie, więc pora na jakieś dobre słowa. Przeczytałam wszystkie obecnie wydane książki tej autorki i najcieplej wspominam "Maybe Someday". Chyba najciekawsze dzieło tej pani, nie pod względem fabularnym, ale postaci. Zwykle spotykam się ze zdrowymi, młodymi ludźmi, a Ridge jest głuchy. Jakie to miłe zaskoczenie, że nie jest on tak bardzo perfekcyjny (choć nadal jest mimo swoich problemów). Oczywiście zakończenie "Maybe Someday" jest takie jak powinno być. Żyli długo i szczęśliwie.

  Wszystkim fankom Hoover polecam także inne, może ciut podobne pozycje na długie wieczory spod pióra Elle Kennedy, czyli jej akademicka seria "Off-Campus". Jest dla mnie tak samo świetną pisarką jak Collen.

  A wy co sądzicie o tej pani? Czekam na wasze opinie :)



Enjoy!


października 28, 2017

#12. Recenzja. Outliersi.

#12. Recenzja. Outliersi.
"Czy wiesz, o czym teraz myślę? Czy mogę ci zaufać? Czy mogę zaufać sobie?"





Tytuł: Outliersi
Autor: Kimberly McCreight
Tłumaczenie: Piotr Kaliński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 384

O książce Kimberly McCreight było w pierwszym kwartale tego roku. Sama miałam ogromną  ochotę na schrupanie tej powieści, ale pod wpływem słabszych opinii wahałam się co do zakupu aż do niedawna. Książkę upolowałam za 15 zł z czego jestem ogromnie zadowolona. Zostało tylko przeczytać i tak też zrobiłam. 

 Wylie od urodzenia miała ze sobą częste problemy, a starta bliskiej osoby uderzyła ją z podwójną siłą. Całe dnie spędza w domu, zupełnie odizolowana od świata. Wszystko zmienia się pewnego wieczoru kiedy matka jej najlepszej przyjaciółki informuje, że jej córka zniknęła bez śladu. Wraz z  chłopakiem Cassie podejmują się niezwykle trudnego zadania odnalezienia dziewczyny. Czy uda im się sprowadzić nastolatkę do domu?

  Zgadam się niemal w 100% co do rekomendacji zamieszczonych na okładce tej powieści. "The Outliers" to niesamowita historia, którą pochłonęłam w zaledwie dwa wieczory. Książka ta ma bardzo nieszablonową fabułę. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim sposobem prowadzenia zdarzeń. SPOJLER! Cała akcja ma miejsce  w ciągu jednej nocy. Ten zabieg powoduje, że wszystko zawarte w tym tomie wydaje się bardzo dynamiczne i  nieprzewidywalne. Z zapartym tchem przewija się kolejne strony, nigdy nie można być pewnym co stanie się w następnym rozdziale. Wiecie co jest bardzo fajne? Po opisie z tyłu książki nadal ciężko jest wywnioskować o czym ona jest. Fabuła nie jest niepotrzebnie opisana. Wielki plus. Kolejne, co niezmiernie urzekło mnie jest męski bohater - Jasper. Na początku wydaje się dokładnie taki sam jak opisywała go Wylie, a potem ogromne zaskoczenie. Jest zupełnie innym chłopakiem, chcącym jak najszybciej rozwiązać zaistniałą sytuacje. Uogólniając, wyjątkowo nie irytował mnie tu żaden bohater, wszyscy byli wyważeni i pasowali do historii. bardzo trafionym zabiegiem są retrospekcje. Daje nam to możliwość poznania jak wyglądało życie głównej bohaterki przed feralną nocą. Wszystko w jej wspomnieniach wygląda na zupełnie zwyczajne, nic nie wskazuje na tak dramatyczny obrót akcji. Ponad to, chcę dodać, że wydanie "The Outliers"jest fenomenalne i bardzo przyciąga okładkowe sroki, takie jak ja! :)

  Kiedyś trzeba zakończyć całe to zachwycanie się, przecież nic nie jest idealne. Wcześniej pisałam jakie to nie jest wspaniałe, że wszystko dzieje się w tak krótkim czasie i podtrzymuję te słowa, ale. Ponad połowę książki czytałam bez żadnych problemów. potem im pojawiało się więcej bohaterów czułam się bardzo zagubiona. Nie wiedziałam kto jest kim i za co odpowiada. Na dodatek, kłamstwo goniło inne kłamstwo. Co rozdział następowała zmiana wersji wydarzeń, raz ten to zrobił, potem ktoś inny. Nie zgłupiej tu człowieku. |Przez ten cały bałagan fabularny, jestem bardzo zmieszana co do końcówki. Mniej więcej wiem o co chodziło, ale mimo wszystko potrzebuję dokładniejszego wyjaśnienia. Może otrzymam to w kolejnym tomie tej serii.


  "The Outliers", to niemalże idealna powieść aby odciąć się od rzeczywistości, ale także od typowej literatury młodzieżowej. Jeżeli potrzebujesz czegoś, co  nie powiela kolejnych schematów, sięgnij po tę książkę. Na pewno nie będziesz żałować. Moja ocena 8/10.


Enjoy!

października 23, 2017

#11. Recenzja. Kroniki Jaaru. Księga Luster.

#11. Recenzja. Kroniki Jaaru. Księga Luster.
"Gdyby Harry Potter był dziewczyną, nazywałby się Kate Hallander!"



Tytuł: Kroniki Jaaru. Księga Luster
Autor: Adam Faber
Wydawnictwo: Czwarta strona
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 450



 Od kilku miesięcy spotykam się z licznymi zdjęciami bądź recenzjami "Kroniki Jaaru". Książka ta wyskakuje wręcz z lodówek, chyba każdy już zapoznał się z tą powieścią tylko nie ja. Przecież nie mogę być gorsza, także postanowiłam sięgnąć po dzieło spod pióra Adama Fabera. Na dodatek, jesteśmy już po premierze kolejnej książki z tego cyklu więc tym bardziej powinnam dowiedzieć się o co tyle szumu. 

 Kate jest zwyczajną nastolatką wiodącą spokojne życie w Londynie wraz ze swoją ciotką. Pewnego dnia dziewczyna postanawia odwiedzić tajemniczy sklep pełny mistycznych przedmiotów.  Całe jej życie wywraca się o 360 stopni kiedy otrzymuje od właścicielki Księgę Luster. Dziewczyna postanawia użyć magii aby zdobyć przystojnego Jonathana, jednak wszystko przybiera nieoczekiwany obrót. Kate przenosi się do magicznej krainy gdzie spotyka wiele baśniowych postaci. W przygodzie po krainie towarzyszy jej młody Fion, stały mieszkaniec Jaaru. Czy Kate uda się wrócić całej i zdrowej do domu, czy może postanowi podjąć wyzwania nowego światu?

 Uff, dałam radę przebrnąć przez jeden z największych bestsellerów tego roku i nie żałuję! Kroniki Jaaru przeczytałam w ciągu jednego wieczoru, to musi coś oznaczać. Momentami byłam tak bardzo pochłonięta, że zapominałam o całym otaczającym mnie świecie. Na tak duży sukces wypływa na pewno sama historia jak i sposób jej prowadzenia. Książka jest pisana narracją trzecioosobową, nie jestem zwolenniczką tego zabiegu, ale wyjątkowo w tym przypadku w żaden sposób nie przeszkadzało mi to. Ba, nawet lepiej i szybciej czytało mi się "Księgę Luster". Ten sposób narracji daje nam możliwość poznania wszystkich aspektów i wątków powieści. Co więcej, czytelnik nie musi męczyć się z "głębokimi" monologami bohaterów. Autor także zrobił wspaniałą rzecz, która rzadko się zdarza w nowoczesnych powieściach, otóż nie wplótł nachalnego wątku romansowego. Mamy tu delikatne zaczątki romansu, które prawdopodobnie zostaną rozwinięte w kolejnej części cyklu. Same postacie są także świetnie i z pomysłem wykreowane. Nie mamy tu kolejnej szarej myszki, która boi się własnego ciernia, tylko zwyczajną nastolatkę. Także Fion jest bardzo przystępnym bohaterem. Mimo swojego magicznego pochodzenia, zachowuje się jak zwykły młody człowiek. Bardzo urzekły mnie jego kłótnie z ojcem, było to bardzo naturalne i niewymuszone. Prócz świetnego wnętrza, książka ma fenomenalna oprawę graficzną. Mam ochotę patrzeć i patrzeć na "Kroniki Jaaru". Good Job!

 Koniec tego dobrego, ta książka a raczej jej sposób promocji ma ogromny minus. Porównanie do Harrego Pottera. Po pierwsze, sama historia prócz magii i miejsca akcji nie ma nic wspólnego z dobrze znanym nam czarodziejem. A po drugie, nie rozumiem jaki sens ma porównywanie czegokolwiek z tak wielkim światowym hitem jakim jest saga o młodym czarodzieju. Troszkę mnie to denerwuję, ponieważ przez to hasło można oczekiwać czegoś zupełnie innego. Niestety, to nie koniec tego złego. Mimo tych 450 stron, akcja troszkę za szybko gnała. Zbyt dużo wydarzyło się w tak krótkim czasie. Momentami gubiłam się co gdzie jak i kto, ale może tylko ja mam problemy z tym :) 



 Książkę z czystym sumieniem mogę polecić młodszym jak i starszym czytelnikom. Każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Zachęcam także, aby sięgnąć po dalsze losy Kate w kolejnej książce, sama na dniach wezmę się za nią. Moja ocena 7/10. 

Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza.

października 21, 2017

Okładka była niebieska.

Okładka była niebieska.
 Witajcie,
należę do wielu grup zajmujących się książkami. Często pojawiają się zapytania o daną książkę, ktoś nic o niej nie wie prócz tego jakiego koloru była okładka. Sama też czasami mam taki sam problem. Postanowiłam zrobić listę z niebieskimi okładkami książek, które są często poszukiwane. Kto wie, może zrobię zestawienia całej tęczy? Dziś skupimy się na haśle: pamiętam tyle, że okładka była niebieska. Mam świadomość, że wiele było takich akcji, ale nadal pozostało wiele pytań dotyczących błękitnych okładek. Mam nadzieję, że komuś pomogłam! Zapraszam także do pisania swoich propozycji :)



Never never - Colleen Hoover, Tarryn Fisher


Ugly love - Colleen Hoover


Światło, którego nie widać - Anthony Doerr


Prawo przyciągania - Simone Elkeles


Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender - Leslye Walton


Przebudzenie - Stephen King


Bóg nigdy nie mruga - Regina Brett


Nie mów nikomu - Harlan Coben


Pochłaniacz - Katarzyna Bonda


Malfeto. Mroczne piętno - Marie Lu


Legenda. Wybraniec - Marie Lu


Bezsenność - Stephen King


Cud chłopak - R.J.  Palacio


Dotyk Julii - Tahereh Mafi



List z przeszłości - Mairi Wilson


Łowca snów - Stephen King


Playlist fot the dead - Michelle Falkoff


Serce z popiołu - Kathrin Lange


Zatoka trujących jabłuszek - Monika Szwaja


Za zamkniętymi drzwiami - B.A. Paris


Porwanie - Joanna Chmielewska










października 15, 2017

#10. Recenzja. Until November.

#10. Recenzja. Until November.
 "Niebezpieczna i pełna intryg codzienność."



Tytuł: Until November
Autor: Aurora Rose Reynolds
Tłumaczenie: Olgierd Maj
Wydawnictwo: Editio red
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 247

 Jestem ogromną przeciwniczką czytania jednego gatunku książek, sama staram się nie ograniczać i co rusz sięgam po nowe, inne pozycje. Jako, że zaczął się rok szkolny, nie mam tyle czasu na studiowanie nowych lektur, postanowiłam znaleźć coś krótkiego i lekkiego na jesienne wieczory. W moje ręce wpadła pierwsza część cyklu "Until", autorstwa młodej Aurory Rose Reynolds. Przyznam się bez bicia, ale nigdy nie słyszałam o tej pisarce ani o samej sadzę. 

 "Until Novemver" opowiada o historii tytułowej November, która po natłoku tajemniczych i bolesnych zdarzeń w Nowym Jorku, postanawia wyjechać z miasta i odnaleźć spokój w rodzinnym miasteczku jej rodziców. Zostaje zatrudniona jako księgowa w klubie jej ojca, gdzie poznaje przystojnego Ashera. Początkowa niechęć do mężczyzny z czasem zmienia się w nieokiełznaną namiętność. Sielankowe życie zakochanej pary nie trwa długo, demony przeszłości powracają z dwojoną siłą.  Czy miłość November i Ashera przetrwa ten niszczycielski huragan?

 Zacznijmy od dobrych stron tej powieści, których niestety jest niewiele. Książkę czyta się bardzo szybko. Przebrnęłam przez nią w dwa wieczory, mimo natłoku obowiązków. Styl autorki jest bardzo lekki i przejrzysty. Miałam wrażenie, że przeczytam wszystko jednym tchem, mimo prostoty historii. Duży plus dla pisarki za zastosowanie narracji pierwszoosobowej (chyba doceniam ten aspekt w każdej powieści). Kolejne, co niezmiernie urzekło mnie w tej historii jest ogromna rola psa (tak, mam psa i jestem typową psiarą, wszędzie rozczulają mnie psy). Beast, jako prawdziwy, wierny pis przyjaciel nieraz wyciągnął z opresji bohaterów. Mogę godzinami pisać o wspaniałości psa, ale tym razem daruję sobie, tak, możecie dziękować :)

 Cóż, przed nami mniej miła strona powieści "Until November". Wspominałam już, że bardzo szybko przeczytałam tą książkę, dzięki językowi w niej zawartemu, ale także dzięki historii. Powieść ta jest według mnie nie rozwinięta. Mamy jakiś krótki wstęp, od razu akcja i koniec. Nic więcej, wszystko przeleciało jak piasek przez palce. Zero budowania napięcia, zero jakiegokolwiek wchodzenia w psychikę bohatera. Rozumiem, że miała być to lekka książka, ale żeby rezygnować z możliwości poznania i zrozumienia ruchów postaci to przesada. Kiedy wreszcie zaczynało się coś dziać, następował natychmiastowy koniec akcji. No i gdzie jest ta niebezpieczna i pełna intryg codzienność? Gdzie? Niestety, w ogóle nie wczułam się w tą fabułę, a bardzo chciałam.  Dawno nie spotkałam dzieła w którym tak bardzo drażnili mnie głowni bohaterowie. Nie będę się rozwodzić nad tym jak byli przewidywalni i szablonowi, powiem tyle: kolejna sierotka i jej wybawca, "super seksowny" samiec alfa. Chyba wiecie co jest dalej. Tak, milion nudnych scen seksu, a może ja już jestem wypaczona i nudzi mnie to.

 Reasumując, nie jest to najgorsza książka na świecie, ale także nie jest to majstersztyk powieści. Książka jest kierowana typowo do młodych kobiet i także im polecam tą historię. Na jesienny chłodny wieczór będzie w sam raz. Moja ocena 5/10.


Dziękuję Editio red za udostępnienie egzemplarza i możliwość przeczytania powieści.




Copyright © 2016 Wszystko i nic. , Blogger